Jest rok 1991, a ja jadę z moją mamą na mój pierwszy Festiwal Piosenki i to w dodatku Angielskiej, na którym wykonywałam dwa utwory z gitarą akustyczną i pianinem. I wszystko by się zgadzało, gdyby nie to, że dostałam czkawki… Wszystkie metody mojej mamy przeciwko owej czkawce nie zadziałały. Mijały kolejne minuty, a ja mknąc przez mazowieckie szosy w kierunku Żyrardowa – czkałam. I muszę przyznać, że nawet chyba się tym za bardzo nie przejmowałam. Nie pamiętam dokładnie w co byłam ubrana, ale pamiętam cudne czarne buty z połyskującymi, srebrnymi nitkami i olbrzymie kokardy. Pamiętam jak czkając ruszyłam pewnym krokiem w kierunku sceny i stała się magia – czkawka zniknęła, a ja zaśpiewałam i dostałam wyróżnienie. I tak się zaczęła moja przygoda z muzyką, która stała się sposobem na życie, na życie pełne pasji.
„Jedynym obowiązkiem człowieka jest wypełnić Własną Historię.
Tylko tyle.”
Paulo Coelho, Alchemik
Witajcie ☀️ Uwielbiam widok białych róż i zapach kadzideł szafranowych, mogę godzinami patrzeć w niebo i gwiazdy. Urodziłam się w Łowiczu, a lata dzieciństwa spędziłam w Kocierzewie Południowym otoczona sztuką ludową. Kolorowe pasiaki, oberki, wycinanki. Cisza wypełniona hałasem maszyny do szycia mojej babci Kazi, która haftowała łowickie koszule pięknymi kwiatami. Zapach chryzantem, pielęgnowanych przez mojego dziadka Julka. Te obrazy, jak kadry filmu są żywe w mojej pamięci. Obrazy młodzieży jadącej z wielkimi walizami, w których były łowickie pasiaki na próby ludowego zespołu tanecznego działającego w Boczkach Chełmońskich – miejscu urodzin sławnego malarza Józefa Chełmońskiego. Zespoły ludowe grające oberki. Kobiety w strojach łowickich idące, jadące rowerami do kościoła. Ta przestrzeń, to miejsce, ten czas dał mi tożsamość i tam są moje korzenie.
W szkole podstawowej miałam wielkie szczęście być w klasie pani Eli. Nie, nie Zapendowskiej, pani Eli Kośki, którą serdecznie pozdrawiam. Pani Ela tworzyła mnóstwo projektów dla dzieci, była nauczycielem pełnym pasji. Jeśli pani to teraz czyta Pani Elu to – z całego serca dziękuję. Stworzyła zespół „Kociaki”, w którym byłam solistką.
Pasję do tworzenia, sztuki i śpiewania obserwowałam u mojej babci, która oprócz robienia haftów była częścią kościelnego chóru. Bardzo często zabierała mnie na próby zespołu, pamiętam kręte, wysokie schody, po których wchodziło się do miejsca na piętrze, gdzie stały organy kościelne. Zawsze bacznie przysłuchiwałam się wszystkiemu na próbach, obserwowałam uśmiechy, radość w oczach, słuchałam dźwięków. Słów i dźwięków, poprzez które chórzyści wyrażali w co wierzą, co jest ich absolutem. Czułam wtedy coś co uświadomiłam sobie kilka lat temu, mianowicie, że w śpiewie ważna jest dla mnie pasja, zaangażowanie i autentyczność, która wyraża się poprzez przeżywanie emocji płynących z tekstu i dźwięków, przefiltrowanych przez nasze doświadczenie, przez nasze tu i teraz. Z kolei dziadek często nucił w domu melodie patriotyczno-żołnierskie, pięknie opisujące historie i bohaterskie czyny ludzi. W ten sposób uczyłam się szacunku do przeszłości. A najważniejsza osoba w moim życiu, czyli moja mama Ania, była i jest osobą, która pozwalała mi doświadczać tego wszystkiego, czyli życia i do dzisiaj jest wiernym towarzyszem różnych ścieżek i nowych wyzwań. Kolejny kadr to spotkania z nową koleżanką Karoliną, która zamieszkała po sąsiedzku, z którą zamiast bawić się lalkami oglądałyśmy koncerty zespołu Queen na płytach VHS. Cóż to były za emocje. „Love of my life” to dla mnie pierwowzór ballady.
„Historia zmieni swój bieg , jeśli zaczniemy używać siły naszej miłości, tak jak używamy energii wiatru, oceanów, atomu”
Paulo Coelho, Zahir
Koleje losu przerzuciły mnie następnie do miejscowości Bronisławy niedaleko Sochaczewa, gdzie w jeszcze większym stopniu zaczęła otaczać mnie piękna natura i wyzwania życia na wsi. Tam jednym ze wspomnień jest postać kolegi Daniela, z którym zostawaliśmy po zajęciach szkolnych, aby wspólnie śpiewać i grać. To on wpadł na pomysł, że – pójdziemy do szkoły muzycznej. I już chwilę później zobaczyłam biały dworek położony w pięknym parku, który jesienią otaczał zapachem złotych liści, a zimą przykryty był kołdrą białego puchu. Pamiętam dźwięki instrumentów dobiegające z różnych pokojów, zakamarki w których spędzałam czas ze znajomymi ucząc się wartości rytmicznych, chwile spędzone na rozmowach przy pączkach z panią w szkolnym sklepiku, salę koncertową na której zdawałam egzaminy oraz wspólne powroty i rozmowy o historii muzyki z kolegą Damianem.
Gdy zaczęłam chodzić do Państwowej Szkoły Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Sochaczewie pasjonowałam się grą na instrumentach. Pierwszy stopień ukończyłam w klasie fletu poprzecznego u pani Marty Pacholskiej, potem kontynuowałem naukę na saksofonie. Grałam przez chwilę w orkiestrze dętej pana Bernarda Pacholskiego. Niesamowite było poczuć potęgę dźwięku wszystkich instrumentów. Ze wzruszeniem wspominam moje podróże z saksofonem, który był prawie większy ode mnie. Czasem rowerem, czasem tzw. PKSem. Byłam bardzo dzielna i zdeterminowana. Bardzo ważną dla mnie osobą, która pojawiła się w moim życiu była mała siostrzyczka Weronika, której czasem grałam na flecie do snu. Dodatkowo grałam na fortepianie oraz śpiewałam w szkolnym chórze oraz chodziłam na zajęcia ze śpiewu klasycznego. Od zawsze poznawanie nowych obszarów i rozwijanie moich pasji sprawiało mi olbrzymią radość i dawało poczucie satysfakcji.
Ciągły rozwój jest podstawą egzystencji.
Trzecia część mojej historii to Warszawa i Krakowskie Przedmieście na którym zawsze uwielbiałam przebywać. Był czas kiedy pasjonowałam się dziennikarstwem, ponieważ bardzo lubię opisywać słowem świat i to czego doświadczam, lubię rozmawiać z ludźmi, obserwować jak żyją, co robią, jak się czują i w co wierzą. Rozpoczęłam studia na wydziale polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego na kierunku medialnym. Prace naukowe obroniłam w Instytucie Kultury Polskiej, ponieważ większe spełnienie od pisania o postaciach literackich dawały mi wyjazdy w teren na badania i przeprowadzanie wywiadów z ludźmi. I tak w 2009 roku zostałam magistrem polonistyki – krytykiem przekazów medialnych. Czas spędzony na uniwersyteckim dziedzińcu to była wartość dodana moich czasów studenckich. Już wtedy wiedziałam, że chcę połączyć słowa i dźwięki i wyrazić to co czuję, dlatego zaczęłam poszukiwania szkoły muzycznej w której mogłabym się kształcić w kierunku soulowym. Klasyczną edukację miałam już za sobą, szukałam szkoły która uczy zawodu i daje mi praktykę w obszarze muzyki rozrywkowej i jazzowej, którą zaczęłam się również coraz bardziej interesować. Na początku znalazłam Autorską Szkołę Musicalową Maćka Pawłowskiego, z którą pojechałam na letnie warsztaty. Taniec, aktorstwo, śpiew. Tam odbyłam cenną rozmowę z Maćkiem, który zainspirował mnie Arethą Franklin. Była to miłość od pierwszego odsłuchu. Po powrocie wiedziałam, że chcę śpiewać tak jak Aretha i chcę skupić się teraz na ścieżce wokalnej. Znalazłam idealne miejsce Autorską Szkołę Muzyki Rozrywkowej i Jazzu im. Krzysztofa Komedy w Warszawie i rozpoczęłam edukację na wydziale piosenki estradowej u Magdy Ptaszyńskiej. Zawody artystyczne to zawody rzemieślnicze, musi być Mistrz pełen pasji i takich tam miałam. Mój recital dyplomowy zaśpiewałam w 2014 roku. I oto jestem wokalistką i polonistką w jednym.
Wzloty i upadki, życiowe zakręty, czasem trudne okoliczności, a wszystko przepełnione chwilami spełnienia, radości i pasji. To wszystko kształtowało moją osobowość. Jeżeli coś naprawdę kochasz to bez względu na wszystko utrzymasz kurs. Teraz wiem, że to słowa i dźwięki wyrażają mnie najbardziej. Dziękuję wszystkim osobom, które były częścią mojej historii. Te wspierające dodawały pogody ducha, a te wspierające mniej dodawały motywacji do działania.
„Miłość jest nieodłączną częścią naszej Własnej Historii”
Paulo Coelho
JOANNA
Jest pięknie☀️