Każdy twórca czy wykonawca, o ile tylko nie tworzy do szuflady, prędzej czy później staje przed trudną decyzją zaprezentowania swojego dzieła publiczności. To zawsze ryzyko. Jak utwór zostanie odebrany? Co powiedzą ludzie? Czy dobrze wypadnę? Czy się spodobam? To naturalne, że takim prezentacjom towarzyszy stres lub – jak nazywa się to w świecie artystów – trema. Kiedy jednak na szali jest dużo więcej niż tylko ocena występu, czyli kiedy od tej oceny uzależniamy swój dobrostan oraz poczucie własnej wartości, wtedy trema zamienia się w przerażenie.
Tymczasem można zaryzykować, można odebrać krytykę i wcale niekoniecznie musi to oznaczać zagranie va banque. Mówi się, że statek nie idzie na dno od wody, która jest wokół niego, tylko od tej, która dostanie się do wewnątrz. Jak to ma się do krytyki i poczucia własnej wartości? Sprawdźmy!
Domki na piasku i chorągiewki na wietrze, czyli fundamenty poczucia własnej wartości
Krytyka bywa trudna w odbiorze i nie zawsze przyjemna, nawet jeśli jest konstruktywna. Można powiedzieć, że „każdy tak ma” – kto lubi słuchać o tym, co jest nie tak z jego pracą? Dobrze jest jednak pójść o krok dalej (a raczej głębiej) i zastanowić się, jak mam JA. Nie każdy. Nie inni. Ja.
Pytania, nad którymi warto się zastanowić, brzmią:• Co mi robi krytyka? • Co dla mnie oznaczają czyjeś krytyczne słowa?
Odpowiedzi będą zależały m.in. od tego, jak solidne fundamenty ma nasze poczucie własnej wartości. Jeśli opiera się na stabilnym gruncie dobrej relacji z samym sobą, wtedy przetrwa bardzo wiele – nawet przykre słowa. Jeśli natomiast budujemy poczucie własnej wartości na piasku… wtedy pierwsza fala krytyki zmiecie je i zmiesza z błotem. Jeśli tak się dzieje za każdym razem, gdy tylko nie otrzymujemy pochwały lub odbieramy krytyczne uwagi, to wiedzmy, że czeka nas praca u podstaw. Ale czym właściwie są te podstawy?
Czym jest poczucie własnej wartości?
Można powiedzieć, że to zestaw przekonań, które żywimy na swój temat – o tym, że nasze potrzeby są ważne, że można nas lubić lub kochać, że zasługujemy na to, co dobre. To świadomość swoich praw i wiara w to, że możemy je egzekwować w relacjach z innymi. To bycie ważnym i wartościowym dla samego siebie, co przekłada się na nasze kontakty ze światem.

Osoba o stabilnym poczuciu własnej wartości zna swoje możliwości i ograniczenia, docenia swoje mocne strony, akceptuje swoje wady. Taka osoba dba o swoją godność i traktuje siebie z szacunkiem i sprawiedliwością – tak samo, jak odnosi się do kogoś, kogo kocha i podziwia. Jednocześnie nie narusza przy tym godności i praw innych osób, ponieważ nie musi tego robić, aby poczuć się silna i ważna.
Gdy nasze poczucie własnej wartości jest stabilne, a nasza relacja z samym sobą – dobra i mocna, wówczas porażki, utraty i trudne zachowania innych nie robią nam krzywdy, a gdy ktoś narusza nasze granice, potrafimy ich skutecznie bronić. To sprawia, że jesteśmy dość odporni na krytykę, nawet jeśli jest ona dosadna i niezbyt konstruktywna. Może nam być przykro albo możemy się zezłościć, ale nie odnosimy czyichś słów, zachowań i opinii do siebie, one nie świadczą o nas.
Ile wynosi moja wartość?
Zwróćmy uwagę, że mówimy o poczuciu, a nie o realnej wartości. Sam fakt, że jesteśmy, czyni nas istotami wartościowymi i jest to coś niezbywalnego. Człowiek jako indywidualna jednostka sam w sobie jest wartością. To, że ktoś myśli inaczej, w żaden sposób nie może tego zmienić.
Czasami jednak wydaje nam się, że jest inaczej. Mamy wrażenie, że musimy „zasłużyć” na to, żeby ktoś nas lubił czy szanował. W tym celu sięgamy po różne strategie, które w naszym mniemaniu pozwolą nam pozyskać sympatię i uznanie. Ja nazywam te strategie „gromadzeniem rekwizytów” – dyplomów, dóbr materialnych, wpływowych znajomości, nowych umiejętności czy atrakcyjności fizycznej. To trochę tak, jakbyśmy mówili tym światu: „Ja nie jestem nikim istotnym, ale zobacz, oto moje portfolio, to musi ci wystarczyć”. Wychodzimy z założenia, że ludzie oceniają nas na podstawie tego, co mamy lub co umiemy, tak jakbyśmy startowali w konkursie przed jury. Co prowadzi nas do kolejnej ważnej kwestii…
Jaka jest moja motywacja do śpiewania?
Czy śpiewanie jest dla mnie pasją, sposobem na wyrażenie siebie? Czy chodzi mi o sławę i uznanie? Czy zależy mi na bogactwie, które wiąże się z tym zawodem? Czy chodzi o prestiż? Czy swoją twórczością staram się udowodnić, że coś potrafię? Innymi słowy – z jakiego powodu wybrałem/-am dla siebie właśnie taką drogę?
Od tego, jak odpowiemy na powyższe pytania, będzie sporo zależało w kwestii naszego odbioru krytyki. Jeśli śpiewanie, gra aktorska, występy, tworzenie sztuki są źródłem przyjemności, sposobem na wyrażenie siebie, ujściem dla pasji i emocji, wówczas krytyka nie ma wielkiego znaczenia. Można śpiewać źle i wciąż mieć z tego frajdę. Można przegrywać wszystkie konkursy, ale wciąż brać w nich udział, ponieważ to dla nas wartość sama w sobie – występować przed ludźmi, tworzyć. Jeśli więc śpiew jest sposobem na zbliżenie się do tego, co nas rozwija i uszczęśliwia, nie są nam potrzebne dyplomy, gratulacje i platynowe płyty. Wystarczy nadal tworzyć.
Jeśli natomiast śpiewanie jest próbą uzyskania szacunku i udowodnienia czegoś sobie i światu, wówczas ocena innych jest naszym być albo nie być. Jeśli uzależniamy swoją wartość od tego, ilu osobom spodoba się nasz występ – nasz głos, nasza aranżacja, nasze umiejętności techniczne – to skazujemy się na frustrację i wieczne poczucie porażki. Walkowerem przegrywamy każdą walkę.
Gdy prezentujemy swoją twórczość światu, to tak, jakbyśmy prezentowali kawałek siebie. Pokazujemy swoje najlepsze umiejętności. Dzielimy się przeżyciami i emocjami zawartymi w występach, w interpretacjach. Często są to doświadczenia bardzo intymne, a to wymaga obniżenia gardy, zaryzykowania. Być może problem tkwi właśnie w tej fuzji między wykonaniem czy umiejętnościami a naszą wartością – uzależniamy obraz siebie od tego, jak ktoś inny oceni skromny wycinek naszego funkcjonowania.

Jednocześnie zapominamy o tym, że oceny co do zasady są subiektywne. Opinie to nie fakty – to po prostu pewna interpretacja faktów.

Ludzie mają prawo do posiadania odmiennych opinii. Nie wszystkim musi podobać się nasza twórczość. Nawet największe sławy świata muzyki, mające rzesze fanów na koncertach, mają również grono osób, które nie przepadają za ich utworami. Nigdy nie zadowolimy wszystkich. Możemy za to zgodzić się co do tego, że się nie zgadzamy – tak po prostu. Nie możemy wpłynąć na myśli innych ludzi, nie możemy im również zabronić myślenia w dany sposób. Możemy za to zdecydować, na ile to myślenie wlewa się w nas jak woda, która zatapia statek.
Jednocześnie warto pamiętać, że czyjaś negatywna opinia tak naprawdę niewiele mówi o nas. Mówi o preferencjach, oczekiwaniach i doświadczeniach drugiej strony. Ktoś jest zachwycony, ktoś inny – niezbyt. Czy w takim razie występ był dobry czy niedobry? Co to mówi o wykonawcy? Tak naprawdę niewiele.
Warto więc mieć na uwadze kilka ważnych kwestii:
• Ludzie mają różne oczekiwania i preferencje – i to jest ich, nie nasze. Nie musimy ich spełniać na siłę, nie musimy się dostosowywać za wszelką cenę.
• Nie da się zrobić tak, żeby wszyscy nas lubili.• Każde nasze działanie wiąże się z ryzykiem porażki oraz krytyki – by je wyeliminować, należałoby przestać robić cokolwiek.
• Krytyka śpiewu czy występu to nie to samo co krytyka mnie jako człowieka.
Kiedy życie daje ci cytryny, zrób lemoniadę
Z krytyki, która jest konstruktywna, możemy czerpać garściami (jeśli chcemy!). Nawet jeśli odbieranie negatywnych informacji zwrotnych jest trudne, możemy wykorzystać je do poprawy swojego warsztatu, do rozwijania się w pożądanym przez nas kierunku, do skorygowania tego, czego nie dostrzegliśmy sami. Konstruktywna krytyka jest naszym przyjacielem, nawet jeśli czasem bywa jak gorzkie lekarstwo.

Krytyka robi mi tyle, ile pozwalam jej zrobić. Czyjeś słowa mają dla mnie takie znaczenie, jakie sam/-a im nadam. Mogę przeanalizować informacje zwrotne i zmienić coś, by stać się lepszym wokalistą. Mogę też pogrążyć się w rozważaniach natemat własnej beznadziejności i pozwolić, by lęk i smutek mnie powstrzymały.
Grać kartami, które mamy w ręce
Nie zawsze mamy wpływ na to, co nas spotyka. Nie odpowiadamy za wrażenia, emocje i zachowanie innych ludzi. Zawsze mamy jednak wpływ na to, co zrobimy – z negatywną uwagą, z czyimś niezadowoleniem, z własnym niepowodzeniem. Możemy skupiać się na tym, co trudne, rozpamiętując błędy i wszystkie trudne słowa, jakie usłyszeliśmy. Możemy także rozważyć, czy jest coś, co da się zrobić inaczej, i tym samym poprawić swój warsztat i przyszłe wykonania.
Krytyka nie musi być wrogiem – jest nim tylko, jeśli panicznie się jej boimy i uzależniamy od niej poczucie własnej wartości. Tymczasem nasza wartość nie zmienia się pod wpływem każdego powiewu wiatru – praca nad tą świadomością i umacnianiem relacji z sobą jest dobrą drogą do zyskania odporności, wykształcenia asertywnych zachowań i dbania o własny rozwój, również ten artystyczny.
Autorka: Aleksandra Gnacek – psycholog i psychoterapeutka poznawczo-behawioralna
www.kwestiazmiany.pl
facebook.com/KwestiaZmiany
PS Ten tekst dotyczy konstruktywnej krytyki. Na temat hejtu, komunikatów obraźliwych czy agresywnych powstanie osobny materiał. Zapraszamy do zaglądania!